Kto nie lubi spontanicznych wycieczek, ot tak. Jedzie się w jedno miejsce a po drodze zagląda się w miejsca, które przypadkowo się mija. Stą...

środa, 4 grudnia 2019

Z biblioteczki archeolożki: A. Wójcik - "Fantazmat Wielkiej Lechii"

Chyba niewiele jest osób, które nie spotkały się z terminami "Wielka Lechia", "Imperium Lechickie" czy po prostu "Lechia". Temat zyskuje na coraz większej popularności, gdyż lansowany jest jako wiedza, której nie tyle nie uczą w szkołach co wręcz zatajają ją przed społeczeństwem. Czy słusznie?

Autorem książki jest Artur Wójcik - historyk uważający, że nie przejdzie do historii, a jego głównym zadaniem jest demaskowanie historycznych bzdur (a do takowych bez wątpienia "Wielka Lechia" należy). Poza tym prowadzi popularnego bloga "Sigillum Authenticum".



Praca A. Wójcika jest drugim głosem rozprawiającym się w turbolechitami. Rok wcześniej zrobił to Roman Żuchowicz w książce Wielka Lechia. Źródła i przyczyny popularności.. Świadczy to dobitnie o tym, że na polskiej historiografii powstała narośl, którą trzeba zwalczać. Jej zwolennikami są osoby, które prawdopodobnie nie mają zbyt wielkiego pojęcia o historii i nie bardzo potrafią zweryfikować wiedzę podsuwaną im przez turbolechitów. Dlatego Fantazmat... można traktować jako swoisty poradnik w fachowym podchodzeniu do niepewnych informacji oraz ogólnie jako przewodnik po teorii "Wielkiej Lechii".

W ośmiu rozdziałach autor krok po kroku rozprawia się z turbolechitami (nie mylić z turbosłowianami). Każdy z nich opatrzony jest mottem oddającym trafnie jego treść. Rozdział pierwszy jest oczywiście wprowadzeniem do tematu dla bardziej niezorientowanych w nim. Opisuje, czym była "Wielka Lechia" według jej zwolenników oraz czemu nią nie była. W kolejnym szuka genezy zjawiska, dokonuje charakterystyki jej zwolenników i ich "obszarów badawczych" oraz głównych założeń teorii łącznie z tą, że wszyscy kłamią. Przedstawia też głównych mentorów turbolechitów z Janem Bieszkiem na czele - autorem trzech, dobrze sprzedających się prac poświęconych "Wielkiej Lechii". Trzeci rozdział traktuje o urojonych przeciwnikach "Wielkiej Lechii", do których zalicza się oczywiście Kościół odpowiedzialny za zniszczenie wszelkich dowodów na istnienie Imperium... Faktyczni polemiści związani są raczej z ośrodkami akademickimi, zwłaszcza z UJ. Nie zabrakło też krótkiej charakterystyki prowadzenia polemik z turbolechitami... ten fragment można traktować jako dobrą radę, żeby nie wszczynać dyskusji, bo nic ona nie da...

Rozdział czwarty traktuje o warsztacie historyka. Krok po kroku autor wyjaśnia w przejrzysty sposób, jak należy sprawdzać wiarygodność różnych informacji występujących w źródłach. Dokonuje także krótkiej charakterystyki głównych źródeł teorii "Wielkiej Lechii"., począwszy od Kroniki słowiańsko-sarmackiej Prokosza na Biblii kończąc (zaznacza przy tym, że wszystkie te źródła są łatwo dostępne w internecie i leżą w kręgu zainteresowań zawodowych historyków). Nie pomija przy tym "ustaleń światowej nauki", demaskuje fałszerstwa tworzone jako rzekome dowody na istnienie Imperium. Wykazuje błędy w interpretowaniu źródeł na czele z przekazaniem kolumbarium - rodzaju grobu, w jakim chowały swych zmarłych uboższe warstwy społeczeństwa -.królowi (!), Awille Leszkowi. Takie fragmenty książki siłą rzeczy budzą uśmiech na twarzy i pytanie, czemu jeszcze prace poświęcone "Wielkiej Lechii" nie są umieszczane w księgarniach w dziale "fantastyka"?
Historię początków państwowości polskiej autor zaprezentował w rozdziale piątym. Omówił pokrótce źródła archeologiczne i pisane; szczególnie wiele miejsca poświęcił słynnemu Dagome iudex.

Dwa kolejne rozdziały omawiają ważne kwestie w teorii "Wielkiej Lechii". Przede wszystkim koncepcję turbolechicką koronowania Bolesława Chrobrego na cesarza Lechitów. Stanowi ona wymowny przykład wypaczonej interpretacji źródeł. Poza tym autor przybliżył szerzej Kronikę Prokosza - historię jej powstania jako zwykłego żartu, i jej krytykę w historiografii.
Ostatni rozdział stanowi doszukiwanie się teorii spiskowych w lansowaniu turbolechityzmu. Cóż, w innych państwach funkcjonują analogiczne teorie i nasze podwórko nie jest pod tym względem wyjątkowe.

Podsumowując: Praca Wójcika jest potrzebna - zwraca uwagę na konieczność walki z omawianym fantazmatem, zanim rozpowszechni się na dobre. Dokonuje ważnego rozróżnienia na turbosłowian i turbolechitów (również w końcowej bibliografii osobno wydzielił ich prace, co stanowi miłe zaskoczenie). Pisze jasno a zarazem dowcipnie - więc każdy może sięgnąć po tę książkę.
Z pracy wynika pewien wniosek - nie trzeba dobudowywać mitów o wielkości swego narodu i państwa, by być z niego dumnym. Osobiście takich mitów nie potrzebuję, że Polacy pochodzą bezpośrednio od Noego i wynaleźli koło.

Gorrąco polecam!

P.S.
Chociaż autor na kartach swej pracy ubolewa, że teoria "Imperium Lechickiego" zyskuje na coraz większej popularności, to powiem na pocieszenie, że pytałam swoich znajomych o nie; odpowiedź brzmiała "nie wiem", "nie słyszałam" itp. Nie jest zatem tak źle ;)