Żyrardowska apteka przy ul. 1 Maja 50 funkcjonuje nieprzerwanie w jednym miejscu od 140 lat. Meble, pozostające na jej wyposażeniu od 1886 r...

sobota, 25 września 2021

Toruń - dla lubiących wycieczki muzealne i pierogi prosto z pieca

Istniało stare porzekadło, iż Gdańsk jest najbogatszy a Toruń najpiękniejszy. Czasy się zmieniły, ale tylko Toruń wciąż czaruje przybyszów swym urokiem. Warto go odwiedzić, a spacerując chociażby po starówce, wstępować po drodze do każdego napotkanego muzeum i innych ciekawych miejsc pozwalających poznać jego dzieje i postaci z nim związane.

Torunia nie da się zwiedzić w jeden weekend. Można przyjechać tu na tydzień, można odwiedzać kilkukrotnie i za każdym razem korzystać z innych atrakcji. Zdecydowanie jestem zwolennikiem tej drugiej opcji jako pozwalającej za każdym razem poznawać miasto od innej strony. Sam spacer po starówce i odwiedziny w restauracji serwującej najlepsze pierogi w mieście to za mało, ale wystarcza osobom chcącym pochwalić się samą wizytą tu, czyli leniwym. Dodam jeszcze, że najlepiej przyjechać tu w sezonie letnim, gdy wszelkie placówki mają wydłużone godziny otwarcia.

Znalezienie noclegu w dobrej cenie i na samej starówce nie stanowiło problemu, ale w sezonie letnim lepiej nie szukać go w ostatniej chwili, o ile planujemy wypad w weekend i zależy nam na niezbyt drogiej i dobrej lokalizacji jednocześnie.

Poznawanie miasta postanowiłam rozpocząć oczywiście od starówki. Na wycieczkę zabrałam swą nieodzowną towarzyszkę - siostrę. Obie już byłyśmy niegdyś w Toruniu kilkukrotnie, każda w różnym czasie, jednak nie miałyśmy okazji do dłuższego zwiedzania. Śmiałam się, że zanudzi się oglądając kolejne wystawy, ale była pozytywnie zaskoczona, że dotąd tyle ją omijało.

Pierwsze popołudnie po przyjeździe minęło nam na spacerze po starówce i wstąpieniu do napotkanego po drodze Muzeum Zabawek i Bajek, zwiedzania którego nie miałyśmy w programie.

Muszę przyznać, że mimo małej powierzchni jest dobrze zorganizowane. Wszelkie zabawki ułożono chronologicznie. Przewodnik krok po kroku opowiadał o wszystkich eksponatach tudzież o fabrykach zabawek. Największą uwagę zwracał dom dla lalek, na moje oko z lat 60., pochodzący z prywatnej darowizny. Jego umeblowanie żywo przypominało mi to znane z domu dziadka.


Mini domek dla lalek. Na kredensie jest żelazko na duszę,
którą nagrzewano w piecu/kuchni opałowej.

Sypialnia w domku dla lalek z lat 60. W całym domku zostało zainstalowane oświetlenie elektryczne. Uwagę przyciąga nocniczek.

Ciekawe było również żelazko na żar - czy ktoś sobie wyobraża, aby obecnie dziecko prasowało czymś takim ubranka dla lalek? Małe, poręczne niczym gotowe do zabrania w podróż. A jednak uzmysławia tylko, iż wszelkie zabawki miały jak najbardziej odzwierciedlać jedynie wszystkie przedmioty jakimi posługiwali się dorośli. A tak dalece, mówiąc młodzieżowym żargonem, "wypasione" zabawki jak owe żelazko, kuchenki elektryczne (w których można było dosłownie upiec ciasteczko), kolejki wygrywające melodie i sterowane samochodziki były z pewnością marzeniem niejednego dziecka, ale dostępne tylko najbogatszym.

Niemniej jednak polecam muzeum do zwiedzenia nie tylko najmłodszym. Albowiem dorośli mogą sobie przypomnieć własne zabawki, kiedyś wyrzucone jako już niepotrzebne.

Przechodząc obok pomnika Kopernika akurat o pełnej godzinie miałyśmy przyjemność usłyszeć mowę wygłaszaną przez herolda. Naprawdę był to świetny pomysł na reklamę Muzeum Rycerzy i Żołnierzyków. Ludzie bili brawo - nie co dzień przecież mają okazję usłyszeć staropolską mowę. Dla nas reklama brzmiała zachęcająco i następnego dnia był to pierwszy odwiedzony przez nas punk, zwłaszcza że był niedaleko miejsca noclegu i w dodatku też wcześniej nie planowałyśmy w nim odwiedzin.
Resztę wieczoru spędziłyśmy na rejsie statkiem po Wiśle i posiadówce przy pierogach z pieca. Następny dzień zapowiadał się dosyć intensywnie.

Widok na starówkę od strony Wisły

Tuż po śniadaniu swe kroki skierowałyśmy do wspomnianego Muzeum Rycerzy i Żołnierzyków. Działa ono od niedawna - jego uroczyste otwarcie odbyło się 15 lipca tego roku. Być może wczesna godzina sprawiła, iż byłyśmy jedynymi zwiedzającymi. W recepcji można było obejrzeć strop pokoju średniowiecznej kamienicy oraz fresk z zachowanym fragmentem legendy o cnotach rycerskich, jaki odkryto podczas remontu innej kamienicy a przeniesiony tu.

Dzięki iście kameralnej atmosferze mogłyśmy dobrze przyjrzeć się wszystkim malowanym figurkom - od najstarszych malowanych chałupniczo do nowszych wykonanych bardziej profesjonalnie. Kolekcja robi wrażenie, pozwala w ogólnym zarysie poznać zmieniające się uzbrojenie od wczesnego średniowiecza do XVIII w. Ciekawostką były figurki Zorro, Indian i powstańców warszawskich z okresu PRL, które były fragmentem "kioskowej" część wystawy, czyli figurek które w czasach PRLu można było kupić w kioskach Ruchu. Interesujące były też figurki papierowe z lat 40. i 50.

Piętro wyżej było inaczej zorganizowane. Znajdowały się tu repliki średniowiecznego uzbrojenia, z okresu ok. XII-XIII w. Herold, którego widziałyśmy dzień wcześniej, opowiadał w sposób stylizowany na staropolską mowę o uzbrojeniu rycerza, pozwalając przymierzać poszczególne elementy. Oczywiście padło na mnie. Pierwszy raz miałam okazję włożyć przyszywanicę, kolczugę, hełm i posługiwać się tarczą, kopią i mieczem. Super doświadczenie dla kogoś, kto nie odtwarza w rekonstrukcji historycznej postaci z tej epoki. Zbliżała się pełna godzina i Herold dosłownie pomknął pod pomnik Kopernika reklamować Muzeum. My natomiast w tym samym kierunku ruszyłyśmy wolnym krokiem.

Słońce jeszcze aż tak nie dokuczało, gdy stałyśmy w kolejce do kasy Muzeum Okręgowego w Toruniu po bilety. Wystawy były różnorodne i ciekawe.

Pierwszą z nich była Galeria sztuki gotyckiej, w której nomen omen wypatrzyłam szachową bierkę.  Ale wyróżniały się w niej XIV-wieczne witraże i gotyckie meble.

Nr 5 - kościana figurka, nr 8 szachowy skoczek w typie arabskim, obok - fragment kościanej oprawki i obok fragment kościanego grzebienia. W tle po lewej stronie okna gotycki mebel.

Wystawiane czasowo "XI Bałtyckie Triennale Medali. 500 lat sztuki medalierskiej na Litwie i w Polsce" zaskoczyło nas małą ilością dawniejszych medali. Za to nie brakowało współcześnie wykonanych, nawiązujących niekiedy do swoich historycznych pierwowzorów. Poza tym mając po raz pierwszy okazję do oglądania tego typu wystawy mogłyśmy zobaczyć nowe trendy w sztuce medalierskiej, tak inne od tradycyjnych, do jakich przyzwyczajona jest większość z nas.

"Szczęśliwa godzina: Młoda Polska" była eksponowana w kilku salach a wybrane dzieła malarskie, rzeźbiarskie czy użytkowe urzekające. To również była wystawa czasowa, więc bardzo ucieszyła mnie możliwość obejrzenia na żywo prac znanych malarzy i innych artystów, przechowywanych niekiedy w prywatnych zbiorach. Obok Matejki, Wyspiańskiego, Witkiewicza czy Fałata można było podziwiać prace Sichulskiego, Jarockiego, Boznańską, Ruszczyca, Kantora i wielu innych.

W Sali Mieszczańskiej prezentowane są natomiast portrety wybitnych torunian, w tym najsłynniejszy wizerunek Mikołaja Kopernika, a w Sali Królewskiej najstarszy poczet królów polskich. 

Podczas zwiedzania spotkała nas niespodzianka :) Otóż trafiłyśmy po raz drugi na wystawę czasową "Kawa czy herbata? Archeologiczne świadectwa konsumpcji napojów w dawnym Gdańsku", którą prawie rok wcześniej oglądałyśmy w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku. Ciekawe, czy w przyszłym roku w innym mieście też przypadkiem na nią trafimy :) Tu w Toruniu można oglądać ją do 15 stycznia 2022 r. Naczynia nie tylko do herbaty i kawy, ale i do wina, piwa, czekolady i wody mineralnej czekają na miłośników dawnej kuchni.

Gdy zwiedziłyśmy już wystawy, udałyśmy się na taras widokowy na wieży ratuszowej. Warto było przebyć te 40 metrów schodów dla pięknej panoramy miasta.

Widoki na panoramę miasta z wieży ratuszowej i...


... na Kościół pw. Świętego Ducha

Po przerwie na kawę udałyśmy się do Domu Mikołaja Kopernika. Spodziewałyśmy się raczej wystaw związanych z astronomią i życiem najsłynniejszego torunianina, gdyż nie sprawdzałyśmy wcześniej oferty Muzeum. Byłyśmy mile zaskoczone.

Uderzyła nas przede wszystkim bardzo nowoczesna, multimedialna forma wystaw, zwłaszcza tych czasowych, oraz możliwość ściągnięcia na smartfona aplikacji czy audioprzewodnika w trzech językach. Na niektórych ekspozycjach słyszeć dały się też odgłosy średniowiecznej ulicy a nawet skwierczącej patelni.

Pierwsza wystawa poświęcona była astronomii od czasów prehistorycznych. Na interaktywnym globusie można było zobaczyć lokalizację najstarszych obserwatoriów astronomicznych na świecie. Sala ogólnie robiła wspaniałe wrażenie.

Rozgwieżdżone niebo niby wszechświat a w jego centrum ziemski glob.

Dalej zapoznać się można było z historią astronomii, najważniejszymi odkrywcami w tej dziedzinie jak również z historią odkryć geograficznych. Wszystko w multimedialnej formie, idealnej dla młodego odbiorcy.

W dalszej części obejrzałyśmy wystawę czasową "Ład i zgiełk. Życie codzienne przy ul. Św. Anny w Toruniu". Zobaczyć można było na niej kilka ciekawostek związanych z codziennością mieszkańców późnośredniowiecznego miasta. Mnie oczywiście z racji zainteresowań wpadła w oko zabawka - bączek oraz buty z drewnianymi podeszwami. Niemniej jednak te i inne eksponaty w połączeniu z odgłosami ulicy działały na wyobraźnię.

Zabawka dziecięca - bączek, wprawiany w ruch obrotowy za pomocą sznurka

Cegła z odciskiem łapy psa. Zapewne pupil jednej z pracujących w warsztacie
osób narobił niemałego zamieszania.

Kolejna wystawa ukazywała życie codzienne bogatej rodziny w późnogotyckim hanzeatyckim domostwie, do jakiego zresztą należała siedziba muzeum. Z racji tego, iż kamienica ta była własnością rodziny Mikołaja Kopernika i to w niej przyszedł na świat, jej pierwsza część poświęcona została jego krewnym. Druga ukazywała możliwy wystrój poszczególnych pomieszczeń a ostatnia życie i dzieło wielkiego astronoma. Oprócz sal z replikami przyrządów astronomicznych duże wrażenie robiła ta symbolicznie ukazująca potępienie O obrotach ciał niebieskich.

Spiżarnia

Kuchnia

Sypialnia z piękną późnogotycką szafą




Replika przyrządu astronomicznego

Następnym odwiedzonym przez nas miejscem było Planetarium, w którym obejrzałyśmy jedynie film Jak zostać astronomem". Później udałyśmy się do Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika.

Pełne jest ono rozmaitych pamiątek z podróży w odległe zakątki globu Tony'ego Halika i jego żony Elżbiety Dzikowskiej (i nie mówimy tu tylko o kolekcji kluczy od pokoi hotelowych), a niektóre z nich starsi zwiedzający mogą pamiętać z ich telewizyjnego programu. Ekspozycja przybliża nie tylko egzotyczne kultury ale przede wszystkim życie i działalność obojga podróżników, w mniejszym stopniu postaci innych osób mających swój wkład w odkrywanie świata. Wystawy miały raczej charakter tradycyjny, wzbogacony nieco o bardziej nowoczesne elementy. Warto odwiedzić to wyjątkowe miejsce.

Kolejnym punktem były ruiny Zamku Krzyżackiego. Co prawda nie zaakcentowano w nich legendy o smoku, ale na dnie studni można było popatrzeć na ludzki szkielet... oczywiście sztuczny. Wrażenie robiła sala tortur z rozmaitymi pasami cnoty i maskami dla różnych przestępców. Jednak na duży plus zaliczyłyśmy salę grozy. Ten, kto ją urządzał, miał duże poczucie humoru.


Łańcuch ze stylizowanymi kośćmi do gry i kartami zakładany na szyję osobom,
uprawiającym hazard


Pasy cnoty dla kobiet, ten po prawo przeznaczony był dla pań lekkich obyczajów


Makieta ukazująca możliwy wygląd zamku przed popadnięciem w ruinę

Prawdziwa motywacja dla polskiej reprezentacji w piłce nożnej ;)

Ostatnim odwiedzonym przez nas miejscem była Krzywa Wieża. Oczywiście sprawdzałyśmy, jak dobrymi osobami jesteśmy. W kasie pan zaproponował nam piwo. - A gdzie niby miałybyśmy je wypić? - Podczas zwiedzania - odparł. Takie rzeczy chyba tylko w Toruniu. Na tarasie widokowym rzeczywiście ławeczka w cieniu drzewa aż zachęcała do pododnego relaksu, ale bez przesady. W samej Wieży można było oglądać elementy uzbrojenia z różnych epok oraz stroje a także kajdany.

Po kolacji włóczyłyśmy się uliczkami starówki, odkrywając wiele ciekawych obiektów. Wrocław ma swoje krasnoludki, Toruń postaci w oknach, często też czytające książki.




Następnego ranka tuż przed wyjazdem również pospacerowałyśmy. Toruńska starówka zachwyca o każdej porze dnia.

Z pewnością jeszcze tu wrócimy. Mam tylko nadzieję, że nikogo nie znudziłam zbyt długim wpisem i zainspirowałam do zorganizowania własnego wypadu w to wyjątkowe miejsce.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz