Żyrardowska apteka przy ul. 1 Maja 50 funkcjonuje nieprzerwanie w jednym miejscu od 140 lat. Meble, pozostające na jej wyposażeniu od 1886 r...

niedziela, 29 maja 2022

II Rajd szlakiem wojny minowej nad Rawką - relacja

Rajd został zorganizowany z inicjatywy Stowarzyszenia "Inicjatywa Ziemi Bolimowskiej". Łączy formę pieszych wycieczek z żywą lekcją historii.


Rajd odbył się w dniu 28 maja w miejscowości Joachimów-Mogiły k/Bolimowa. Każdy z uczestników otrzymywał pamiątkową przypinkę oraz pocztówki z reprodukcjami zdjęć wykonanych przez walczących żołnierzy na istniejącym tu ponad 100 lat temu froncie. Istniała też możliwość zakupu na DVD filmu "Obłoki śmierci", ukazującego pierwszo-wojenne walki w tej okolicy. Ze względu na pogodę wzięło w nim udział ok. 40 osób, nie licząc oczywiście rekonstruktorów. Na uczestników czekały na ok. 10-kilometrowej trasie mini-inscenizacje. Przewodnikiem był Piotr Moskwa - wiceprezes stowarzyszenia.



Piotr Moskwa, członek Stowarzyszenia"Inicjatywa Ziemi Bolimowskiej" barwnie opowiadał o pierwszo-wojennych walkach

Marsz rozpoczął się przy wiacie leśnej nieopodal Pomnika Powstańców Styczniowych. W niewielkiej odległości od tego miejsca znajduje się lej po wybuchu bomby minowej. Przewodnik zwrócił uwagę, iż przed planowanymi nowymi nasadzeniami nie wykonano tu badań archeologicznych a podczas orki uwidaczniały się fragmenty ludzkich kości. Bezimiennych mogił w rejonie nie brakuje. Uzmysławia to w tym momencie potrzebę objęcia ochroną, czy to konserwatorską czy archeologiczną terenu pierwszo-wojennego frontu. Jak dotąd nie wszędzie badania archeologiczne wykonano, a pracę związane z gospodarką leśną niszczą nieodwracalnie relikty wielkiej wojny.

Lej po wybuchu bomby minowej, nieco na wschód od Pomnika Powstańców Styczniowych. Obecnie przypomina sadzawkę


Zarysy ziemianek na zapleczu frontu

Następny przystanek był ukryty przy jednej z bocznych dróżek. Pierwsza mini-inscenizacja miała na celu ukazać przemieszczającą się chmurę gazu oraz maski przeciwgazowe, na pierwszy rzut oka przypominające te noszone przez nas niedawno podczas pandemii.

Chmura ze "sztucznym" gazem. Pod Bolimowem tej broni użyto trzykrotnie w 1915 r.

Ponad 2 kilometry dalej można było zobaczyć szpital polowy. Podczas mini-inscenizacji trafił do niego żołnierz z objawami zatrucia chlorem. Niestety zmarł na skutek poparzenia płuc. Widowisko bardzo działało na wyobraźnię obecnych dzieci.




Znane w okolicy Mauzoleum żołnierzy niemieckich było kolejnym przystankiem. Wszyscy schronili się przed deszczem pod rozłożystymi konarami rosnących tam dębów i innych drzew.

Właśnie wtedy przewodnik zwrócił uwagę, iż z powodu pewnego zaniedbania przy wejściu na teren mauzoleum nie umieszczono w jego kracie dat 1914-1915 a jedynie 1939-1945. Rzeczywiście jest to bardzo mylące dla turystów nie do końca znających historię okolicy. Daty drugo-wojenne wzięły się stąd, iż w latach 90. ub. wieku umieszczono tu szczątki żołnierzy niemieckich pochowanych pierwotnie na warszawskich Powązkach.



W latach 70. pamięć o tego typu cmentarzach nie miała się najlepiej. Taka niestety była polityka wczesnych władz. Przewodnik przypomniał postać nieżyjącego już pana Andrzeja Lewandowskiego, który umieszczał na nich drewniane tabliczki z informacją, iż w tym miejscu znajduje się cmentarz wojenny. Mauzoleum w Joachimowie-Mogiłach było jednym z nich. Obecnie znajduje się przy parkingu dobrze opracowana tablica informacyjna z serii "Przydrożne Lekcje Historii".

Mauzoleum jest tylko niewielką częścią całego cmentarza. Od zachodu zajmuje on jeszcze kilkadziesiąt metrów terenu. W latach 2015-2018 wykonano tu usypane z ziemi Ossuarium, w którym spoczęło 50 młodziutkich żołnierzy obu walczących stron. Ich szczątki odkryto w ramach badań "Archeologiczne przywracanie pamięci o wielkiej wojnie" pod kierunkiem prof. Anny Zalewskiej z PAN-u. Formą nawiązuje ono do pierwszych tworzonych cmentarzy. Aktualnie ustawione są na nim brzozowe krzyże, z daleka przyciągające uwagę swą bielą. Jednak w planach jest umieszczenie na ich miejscu bardziej trwałych, dębowych, a przygotowywane drewno już się suszy od dwóch lat.

Cały cmentarz jest jednym z tysięcy punktów na samochodowym szlaku "Wschodnioeuropejskiego frontu I wojny światowej", przebiegającym przez osiem województw.

Przed uczestnikami był do odwiedzenia jeszcze jeden ciekawy punkt: dwa sąsiadujące ze sobą kratery po bombach minowych. Noszą nazwę Jägernasser wziętą od pułku, który na tym odcinku frontu brał udział w walce. Znajdują się na prywatnym terenie i raczej nie są dostępne bez zgody właścicieli.

Krater Jägernasser wygląda od drogi na niepozorne zarośla


Rekonstruktorzy przygotowali mały pokaz przedstawiający atak ładunkiem minowym. Może był mało efektowny, ale nie o to przecież chodziło.

Przewodnik dużo opowiadał o przebiegu walk w tym konkretnym miejscu i dlaczego akurat są dwa leje. Otóż zakładanie ładunków minowych na ziemi niczyjej, jak najbliżej okopów wroga było jednym z elementów jego zaskoczenia i zdezorientowania przed planowanym natarciem. Na głębokości ok. 6 metrów drążono w ziemi tunel na wysokość 1,80 m, bliżej jego końca wysokość zmniejszano do 90 cm by ostatecznie w obszernej niszy założyć ładunki wybuchowe. W zależności od warunków glebowych szalunków umieszczano mniej lub więcej (w terenie bardziej gliniastym szalunki nie były aż tak potrzebne). Umieszczane w niszy dodatkowe elementy, np. drewno, miało wylecieć w powietrze wysoko w celu zaskoczenia przeciwnika.


Niestety zdjęcia nie oddają rzeczywistego wyglądu kraterów, głębokich na ok. 6 m i szerokich na ok. 15 m

Formą obrony drugiej strony przed takimi działaniami było wykonywanie własnych tuneli i nasłuchiwanie stetoskopem odgłosów skrobania. Jeżeli stwierdzono, że wróg przygotowuje minę, starano się w pobliżu tego miejsca umieścić własną i oczywiście wysadzić ją wcześniej. O ile detonacja tych min niewiele dała walczącym, to powstałe leje stały się idealnym miejscem do obrony na niczyjej ziemi. Widoczne są jeszcze specjalne umocnienia. Szacuje się, że do tego miejsca prowadziło 10 tuneli.




Po wojnie teren ten ponownie zagospodarowano i rozpoczęto uprawę zbóż. Ustnie przekazywane są historie związane z tym miejscem, iż podczas orki zarwała się pod koniem ziemia i nieszczęsne zwierzę wpadło w pozostałości takiego tunelu. Konia wydostano, jednak po kilku dniach padł. Druga historia też dotyczy innego konia, który pasł się na polu i przyszedł w to miejsce napić się wody. Zarwała się pod nim ziemia i również padł po kilku dniach. Osoba jadąca ciągnikiem też miała kołem wpaść w spory dołek. Wniosek - przydałyby się badania archeologiczne. Takich miejsc niewiele się zachowało, a w Europie Zachodniej nie ma ich już wcale.

Teraz już bez przystanków wszyscy wrócili do punktu początkowego. Tam czekała już wojskowa grochówka przygotowana przez panie z bolimowskiego koła gospodyń wiejskich. Była pyszna :) Potem rozpadało się już na dobre.

Szkoda, że nie odwiedziliśmy największego krateru, ale mam nadzieję, iż w przyszłym roku będzie taka możliwość.

Szukając inspiracji na ciekawe spędzenie weekendu, warto śledzić planowane wydarzenia z bliższych i nieco dalszych okolic. Można lepiej poznać lokalne historie dzięki różnym pasjonatom.


Jeszcze na zakończenie dodam film, na którym doskonale widać zygzakowatą linię okopów. Ten kształt uważano za wytrzymalszy od linii prostej na fale uderzeniowe pochodzące od wybuchów i zabezpieczającą przed przerwaniem łączności pomiędzy jego częściami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz