Żyrardowska apteka przy ul. 1 Maja 50 funkcjonuje nieprzerwanie w jednym miejscu od 140 lat. Meble, pozostające na jej wyposażeniu od 1886 r...

sobota, 20 listopada 2021

Ta ekranizacja z miejsca stała się kultową. 10 grudnia minie 20 lat od premiery pierwszej części "Władcy pierścieni"

Ekranizacja znanej powieści J. R. R. Tolkiena przez Petera Jacksona z miejsca stała się kultową a dziś jest już klasykiem w swoim gatunku. Co zadecydowało o nieprzemijającej popularności filmu?

Z pewnością było to znakomite wejście kinematografii w XXI w. Gdy ogłoszono w 1999 r. zamiary o sfilmowaniu powieści - fani prozy Tolkiena czekali z niecierpliwością. I nie zawiedli się mimo wielu obaw, że reżyser znany był głównie ze swego zamiłowania do horrorów (bo nie pamiętano, że to fantastyka była jego ulubionym tematem). Nie mniej jednak znakomite efekty specjalne (które przez 20 lat nie zdążyły się jeszcze aż tak bardzo zestarzeć), świetnie dobrani aktorzy i  muzyka współgrająca z filmem zachwyciły wszelaką publiczność i na dobre rozpoczęła się tolkienomania.

Jednak decydującym powodem sukcesu było oddanie ogólnego klimatu powieści i jej ponadczasowego przekazu. Dla potrzeb filmu ominięto niektóre wątki a inne nieco zmieniono lub wyeksponowano, dzięki czemu film nie rozczarowywał i nie zanudzał nikogo, kto najpierw czytał książkę i jak również w dalszym ciągu zachwycał tych, którzy czytali powieść po obejrzeniu filmu. Ta sztuka udaje się nielicznym. Nie jestem kinomaniakiem ani krytykiem filmowym, dlatego inny i jedyny przykład jaki mogę podać, to ekranizacja powieści Zielona mila Stephena Kinga.

O tym, jak twórcy dobrze się spisali, niech świadczy szereg zdobytych prestiżowych nagród. Wartym podkreślenia jest jedynie fakt, iż Drużyna Pierścienia jako pierwszy w historii film z gatunku fantasty otrzymał Oscara w ogóle, a Powrót Króla dostał na 11 nominacji do tej nagrody 11 Oskarowych statuetek, wyrównując ten rekord z Ben Hurem z 1959 r., który miał 12 nominacji i Tytanikiem z 1997 r. mającym 14 nominacji.

Ciekawostki

Przeszukując Internet w celu znalezienia ciekawostek o filmie, ciężko znaleźć cokolwiek, o czym nikt by nie wiedział. Mam jednak nadzieję, iż te kilka wybranych przeze mnie mimo wszystko kogoś zaskoczy.

Reżyser Peter Jackson przeczytał powieść Tolkiena w wieku 18 lat. Miał nadzieję, że ktoś ją wkrótce zekranizuje. Po dwudziestu latach był już na tyle zniecierpliwiony, że sam podjął się tego wyzwania. Potem miał już tylko po górkę - trochę trwało, zanim znalazł producenta, który chciał zrealizować całą trylogię bez żadnych ograniczeń. Z obsadzeniem ról też nie było łatwo.

Sean Connery odrzucił propozycję roli Gandalfa za (jak się ostatecznie okazało) najwyższą gażę proponowaną aktorowi w historii, bo zwyczajnie nie rozumiał scenariusza i książki. Podobnie uczynili Patrick Steward i Christopher Plummer. Nie byli to jedyni aktorzy brani pod uwagę przy obsadzaniu ról w filmie w ogóle. Daniela Day-Lewis brano pod uwagę do roli Aragorna. Aktor ten nie ma sobie równych w metodycznych przygotowywaniach do ról ale aż do przesady wczuwa się w nie i ostatecznie z tego powodu zrezygnowano z pomysłu zatrudnienia go. A czy ktoś słyszał, że z powodów rodzinnych rolę Aragorna odrzucił Nicolas Cage? A przygotowujący się do niej przez dwa miesiące Stuart Townsend został zwolniony dwa dni przed rozpoczęciem zdjęć, bo Jackson jednak nie widział go w tej roli ze względu na jego zbyt młody wiek. Dlatego czym prędzej zwrócił się do innych aktorów wysyłając im scenariusz, m. in. do Russella Crowe'a, który właśnie skończył zdjęcia do Gladiatora. Mimo że spodobała mu się propozycja, to miał już inne zobowiązania. Takich problemów ze skompletowaniem obsady było więcej. Jedni odmawiali udziału w produkcji, inni - zwłaszcza fani powieści - zabiegali o udział w niej z różnym skutkiem. David Bowie nie dostał roli Elronda, a Elijah Wood nie mogąc osobiście brać udziału w castingu sam nakręcił dwie sceny wyuczywszy się wcześniej akcentu sindarińskiego (podobnego do walijskiego) i taśmę przesłał do reżysera. Nasuwa mi się jeszcze jedna ciekawostka: Ian Holm odgrywający rolę Bilba miał już za sobą rolę Froda w radiowym słuchowisku, nadawanym w 1981 r. w BBC Radio 4.

Viggo Mortensen złamał ząb podczas jednej ze scen. Żeby nie musieć przerywać pracy na planie, ukruszony odłamek przykleił za pomocą kleju. Został nawet raz zatrzymany przez policję, bo miał przy sobie prawdziwy miecz u pasa w miejscu publicznym. Nosił go cały czas na planie filmowym, jako jedyny, bo inni aktorzy posługiwali się gumowymi lub aluminiowymi mieczami. Orlando Bloom złamał żebro. Podczas żeglugi Anduiną twórcy chcieli nakręcić scenę, jak Drużyna zostaje zaatakowana przez Orków. Ostatecznie z powodu powodzi zrezygnowano z niej. Słynna scena podczas której Gollum rozważa ze Smeagolem zabójstwo Hobbitów, została napisana na kolanie i wyreżyserowana przez żonę Jacksona, Fran Walsh.

Pozwolę sobie na małą dygresję. W tamtym czasie po raz pierwszy usłyszałam o J. R. R. Tolkienie. Do dziś mam wydanie specjalne pewnej nota bene kobiecej prasy, w której zawarto kilka artykułów o filmie i wywiadów z twórcami. Świetna pamiątka, zakupiona wówczas jako praca domowa z języka polskiego, na którym zawsze omawialiśmy filmy oglądane w ramach szkolnych wycieczek do kina. Być może dlatego dobrze wspominam czasy gimnazjum. W ostatniej klasie omawialiśmy nawet Hobbita, czyli na długo przed tym, jak Władca Pierścieni znalazł się na ministerialnej liście lektur obowiązkowych.

Dobrze pamiętam ten czas - sporą konkurencją dla Władcy była też mająca miejsce w tym samym czasie ekranizacja przygód małego czarodzieja i w zasadzie wydaje mi się, że ten film był bardziej reklamowany. A jednak jego kolejne części podobały mi się coraz mniej, zwłaszcza ostatnia ze swoją sceną na moście. Być może dlatego, że seria o Harrym Potterze była skierowana bardziej do dzieci i młodzieży niż dorosłych. Ale jest to już zupełnie inny temat.

***

Na taki nieco osobisty wpis zdecydowałam się tylko dlatego, iż uznałam że jest to już historia kina oraz jest to dobra okazja do zastanowienia się, jak lwyglądała kinematografia 100 lat wcześniej. Pewnie za jakiś czas pojawi się kolejny wpis. A Was, drodzy czytelnicy, zapraszam do opisywania własnych wspomnień związanych z ekranizacją Władcy. Czy też kłóciliście się ze starszym rodzeństwem o możliwość obejrzenia tego filmu w telewizji? Ja i owszem, bo moje, tak samo jak Sean Connery, nie rozumiało i nadal nie rozumie o co w nim chodzi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz