Żyrardowska apteka przy ul. 1 Maja 50 funkcjonuje nieprzerwanie w jednym miejscu od 140 lat. Meble, pozostające na jej wyposażeniu od 1886 r...

niedziela, 30 stycznia 2022

Mistrz Twardowski - fakty i mity o nadwornym czarnoksiężniku ostatniego Jagiellona

O Mistrzu Twardowskim napisano już wiele. Legendy narosłe wokół jego postaci są niezwykle baśniowe. Jednak nie brak głosów, że jego zmyślone przygody mogły mieć źródło w prawdziwych wydarzeniach. Czy zatem słynny czarnoksiężnik istniał naprawdę?

Mistrz Twardowski znany jest znakomicie każdemu ze słynnej ballady Adama Mickiewicza Pani Twardowska, przezabawnie ukazującej jego spryt w wymiganiu się od spełnienia niewygodnego dla siebie warunku cyrografu. Na ogół historycy są zgodni, że postać ta jest na poły legendarna, a jej życiorys może stanowić zlepek żywotów kilku innych postaci, zarówno legendarnych jak i historycznych.

Franciszek Brodniewicz jako Pan Twardowski i Maria Bogda jako Pani Twardowska, kadr z filmu Pan Twardowski z 1936 r. w reżyserii Henryka Szaro/ Domena Publiczna

Twardowski jako legendarny polski szlachcic

Nie istnieje jedna wersja legendy o Mistrzu Twardowskim. Główną osnową jego biografii jest mniej lub bardziej świadome zawarcie paktu z diabłem oraz doprowadzenie do zerwania tej niewygodnej umowy i to te dwa wydarzenia najprawdopodobniej stanowią oryginalne podanie ludowe lub zanotowaną tradycję. Cała reszta to tylko fikcja literacka kreująca czarnoksiężnika na nieomal polskiego bohatera narodowego, który przechytrzył i to nie byle kogo.

Wnętrze sali głównej w Jaskini Twardowskiego, znajdującej się w Krzemionkach Podgórskich w dzielnicy Dębniki w Krakowie. W tym miejscu, według legendy, miała znajdować się pracownia alchemiczna czarnoksiężnika/ fot. Jerzy Opioła/ CC BY-SA 4.0

Według różnych źródeł, Twardowski był bogatym panem z Krakowa, który zawarł pakt z diabłem po nieudanych zabiegach stworzenia kamienia filozoficznego. Do warunków umowy należało: wykonywanie przez diabła wszelkich poleceń wydawanych przez czarnoksiężnika1 oraz podarowanie mu mocy dokonywania niewiarygodnych czynów i, co najważniejsze, możliwość zabrania jego duszy tylko i wyłącznie po uprzednim przybyciu przez zeń do Rzymu2.

Zadania wymyślane dla diabła przez Twardowskiego były za każdym razem coraz trudniejsze. W końcu bies upomniał się o spełnienie przez niego warunku umowy, czyli udania się do Rzymu, a wobec odmowy, w przypływie gniewu, połamał Twardowskiemu nogi uderzając go wyrwaną sosną.

Maczuga Herkulesa w Pieskowej Skale
Według legendy diabeł na polecenie Twardowskiego ustawił tę skałę grubszym końcem ku górze/
fot. Janmad/ CC BY-SA 2.5

Starzejący się Mistrz pewnego razu znalazł księgę z przepisem na odmłodzenie się. Skorzystał w tej kwestii z pomocy wiernego sobie ucznia. Cały proces trwał 7 dni, 7 nocy i 7 godzin. Jego ponowne narodziny stały się początkiem jego jeszcze bardziej hulaszczego życia, chociaż nawet się ożenił. A ucznia, by nie zdradził przypadkiem jego tajemnicy, zamienił w pająka.

Sława Twardowskiego dotarła w końcu na dwór królewski, na który zaproszono wszystkich obeznanych z magią czarnoksięską. Albowiem król, Zygmunt II August, coraz bardziej tęsknił za zmarłą małżonką, Barbarą Radziwiłłówną, i w celu pocieszenia go chciano wywołać jej ducha. Oczywiście jako jedyny podjął się tego zadania Twardowski.

Diabeł będąc już naprawdę zniecierpliwiony poczynaniami Twardowskiego (przecież w nieskończoność mógł się odmładzać), użył podstępu by sprowadzić go do Rzymu. Niemogąc nakłonić go otwarcie do dalekiej podróży, użył podstępu i wykorzystał jego częste roztargnienie. Pod pozorem prośby o pomoc dla zmożonego chorobą szlachcica, zwabił go do karczmy o nazwie nie innej jak... Rzym. Twardowski zgodnie z oczekiwaniami biesa, nie zauważył szyldu. Dzięki temu diabeł mógł porwać go ze sobą. Twardowski popadł w rozpacz i zaczął śpiewać godzinki na cześć Maryi. Wiadomo, jak trwoga, to do Boga. Diabeł nie mogąc znieść dłużej pobożnego śpiewu, zostawił go na księżycu. Ze wściekłości podarł też cyrograf i powiedział, że będzie tak trwać aż do dnia Sądu Ostatecznego.

Michał Kluczewski, Twardowski śpiewający Godzinki, drzeworyt na podstawie rysunku Wojciecha Grabowskiego z 1876 r./ Domena Publiczna

W swej niedoli czarnoksiężnik nie był sam. Towarzyszył mu jego uczeń-pająk, który opuszczał się na pajęczynie na ziemię, a dokładnie do pałacu "Pod Krzysztofory" by później zebrane wieści opowiadać swemu panu. Według jednej z legend właśnie w jej piwnicach miał pracownię alchemiczną, w której dzięki kamieniowi filozoficznemu uzyskiwał ogromne ilości złota.

Twardowski jako postać historyczna

Legendy legendami, pora na odsianie zawartych w nich "ziarenek prawdy". Do nich z pewnoscią nie należy pobyt Twardowskiego na księżycu – gdyby tak było, Polacy mogliby się szczycić tym, ze to oni pierwsi, a nie Amerykanie, postawili tam swą stopę i to w epoce, w której nawet nie śniono o lotach na Księżyc. Takim ziarenkiem była przykładowo pracownia alchemiczna we wspomnianym pałacu "Pod Krzysztofory", ale należąca w rzeczywistości do Włocha Antoniego de Stezy. Czy w jej wielkich piwnicach ukrył złoto? Nie wiadomo, albowiem kilka tuneli zamurowano i jak dotąd nie przeprowadzono odpowiednich badań archeologicznych, które wyjaśniłyby tę kwestię. Ale to już całkiem inna historia.

Niemniej jednak z legend wynika, iż Twardowski był bardzo barwną, odważną i dowcipną postacią. Powiązanie go z dworem Zygmunta II Augusta dodawało wiarygodności jego osobie, chociaż ten epizod wyraźnie nie pasuje do całej reszty jego fantastycznych przygód. Stanowiło to przyczynę sporów, czy czarnoksiężnik istniał w rzeczywistości czy był tylko postacią fikcyjną. Zwłaszcza że jego nazwisko zostało wymienione po raz pierwszy w wydanym drukiem w 1566 r. Dworzaninie polskim Łukasza Górnickiego, będącego osobą daleką od pisania o nieprawdziwych i zmyślonych wydarzeniach3.

Zdaniem Romana Bugaja Twardowski był jak najbardziej postacią historyczną i wcale nie był polskim szlachcicem. Historyk ten swą tezę postawił i udowodnił w 1976 r. w pracy Nauki tajemne w Polsce w dobie Odrodzenia.

Wedle jego ustaleń Twardowski urodził się w 1515 r. w Norymberdze i w rzeczywistości nazywał się Lorenz Dhur (Laurentius Duranovius, z łac. durus – twardy, stąd wzięła się spolszczona, bardziej swojsko brzmiąca wersja nazwiska, wymyślona zresztą przez Górnickiego). W młodości, od 1532 r., studiował w Wittenberdze medycynę i interesował się naukami tajemnymi (tam miał poznać Franciszka Krasińskiego, późniejszego biskupa krakowskiego). Studia kontynuował jeszcze w Padwie lub Rzymie. W tym czasie zaprzyjaźnił się z polskimi studentami, za namową których w 1549 r. przybył do Polski. W międzyczasie pełnił ponoć funkcję nadwornego lekarza u Albrehta Hohenzollerna w Królewcu, skąd przeszedł na służbę do Mikołaja Radziwiłła zwanego "Czarnym". Za namową i stawiennictwem dawnego przyjaciela, Krasińskiego, został jednym z dworzan na Wawelu. Choć ta droga jego kariery w Polsce nie do końca jest pewna.

W służbie u króla

Bardziej pewniejsze jest to, iż Twardowski od razu przybył do Krakowa na zaproszenie Krasińskiego. Z Wittenbergi miał przywieźć ze sobą słynne metalowe zwierciadło, które przed śmiercią mu zapisał.

Krasiński szybko znalazł mu możnych protektorów – Mniszchów – dzięki którym związał się też pośrednio z dworem królewskim, wykonując różne zlecenia na jego rzecz (jego nazwisko albo samo tylko imię, różnie zapisywane, pojawiało się w rachunkach dworu), ale dopiero od 1565 r. bezpośrednio był na nim zatrudniony w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, jako nadworny mag, astronom a nawet podkoniuszy4 króla. Dlaczego akurat podkoniuszy? Twardowski posiadał pewne umiejętności w obchodzeniu się z końmi, to po pierwsze, a po drugie – w oficjalnych rachunkach dworu nie mogła się pojawić informacja, że Twardowski był wynagradzany za praktyki magiczne. Tym przeciwny był przecież Kościół i należało wszystko zachowywać w tajemnicy. Krasiński też zresztą nie obnosił się ze swymi zainteresowaniami.

Twardowski nie był oczywiście jedynym nadwornym magiem ostatniego Jagiellona – w tym samym czasie na dworze Zygmunta II Augusta działały też zarówno czarownice jak i inni magowie i astrolodzy, m. in. Niemiec Leonard Thurneysser i Belg Wilhelm Misocacus. Nauki tajemne były w modzie, nawet można było podjąć w tamtym czasie na Uniwersytecie Krakowskim studia w tym zakresie, albo na innym zagranicznym uniwersytecie, wedle uznania.

Wywoływanie ducha Barbary Radziwiłłówny skandalem wagi państwowej

Po śmierci króla sprawa praktyk magicznych nabrała większego rozgłosu za sprawą ujawnienia oszustwa polegającego na wywoływaniu ducha zmarłej Barbary Radziwiłłówny. Kamaryla dworska z Michałem i Jerzym Mniszchami i księdzem Krasińskim na czele wykorzystała w tym celu Twardowskiego oraz czarownicę z Błonia, która leczyła monarchę na podagrę i chiragrę (bóle artretyczne). Wizja pokaźnych materialnych korzyści nie była tu bez znaczenia.

Rzecz działa się zimą przełomu 1568/1569 r. Starzejący się schorowany król coraz częściej wracał wspomnieniami do swej wielkiej miłości, Barbary Radziwiłłówny. Od 16 lat pozostawał w związku małżeńskim z Katarzyną Habsburżanką, do której zaczął odczuwać wstręt. Choroba żony i brak upragnionego następcy tronu (którego mogła dać mu Barbara, gdyby nie poroniła) oddaliły małżonków od siebie. Zresztą w 1565 r. Katarzyna wyjechała do Wiednia a król rzucał się w wir romansów. Aktualnie zaś przebywał w Warszawie.

Wspomniani wyżej dworzanie ułożyli misterny plan, wykorzystując zainteresowania króla, w którym niemałą rolę przeznaczyli dla znalezionej przez nich (chociaż nie wiadomo jak) Barbary Giżanki, przebywającej stale w klasztorze bernardynek(5) gdzieś poza Warszawą.

Zwierciadło Twardowskiego. Lustro to należeć miało do Czarnoksiężnika, który przy jego pomocy miał dokonywać różnych magicznych sztuczek. Dopiero w XIX w. powiązano je z wywoływaniem ducha zmarłej Barbary Radziwiłłówny. Obecnie przechowywane jest w kościele parafialnym w Węgrowie, gdzie trafiło na początku XVIII w. jako darowizna rodziny Krasińskich.

Mikołaj Mniszech miał przekonać króla, iż istnieje sposób na wywoływanie duchów zmarłych. Przekupiony przez niego dworski astrolog, Piotr Proboszczowicz, nie wiedząc o przygotowywanym spisku, przekonywał króla, że rzeczywiście można dokonywać takich rzeczy i bynajmniej nie naruszają one spokoju zmarłych. Wspomnianej czarownicy z Błonia przypadła podobna rola, miała nawet nauczyć króla kilku zaklęć wywołujących duchy, koniecznie wypowiadanych o północy w komnacie oświetlonej jedną tylko świecą.

Król zdecydował się dokonać inwokacji, a termin wyznaczył na noc z 7 na 8 stycznia 1569 r. Równocześnie Mikołaj poczynił przygotowania, przede wszystkim w tajemnicy kazał szyć suknie takie same, jakie nosiła zmarła. Nasmarowano zawiasy od drzwi i przygotowano otwór w ścianie, przez który miała zostać strącona świeca, gdyby król próbował dotknąć "zjawy". Wszyscy nieliczni wtajemniczeni byli dokładnie poinformowani o całym scenariuszu wydarzenia. Zwłaszcza Giżanka, mająca odegrać rolę ducha.

Tamtego wieczoru już od godziny 20 król przebywał samotnie w komnacie. Jeszcze o godzinie 22 przybyła do niego w największej tajemnicy, sprowadzona przez pokojowca Lubowieckiego, czarownica, która udzieliła królowi ostatnich wskazówek. Wychodząc z komnaty, zostawiła niedomknięte drzwi. Wszyscy wtajemniczeni czatowali w napięciu w sąsiednich komnatach. W decydującym momencie Mikołaj Mniszech wepchnął Giżankę do komnaty. W chwilę po radosnym okrzyku króla dworzanin Wypczyński strącił zapaloną świecę kijem a Giżanka bez przeszkód szybko uciekła. Natomiast dworzanie, zaniepokojeni stanem króla, pilnie wzywali do niego medyka...

Wojciech Gerson, Pan Twardowski wzywa ducha Barbary Radziwiłłówny (1886). Obraz ze zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu

Na tym jednak spiskujący dworzanie nie poprzestali. Po pewnym czasie Michał Mniszech przedstawił królowi pannę, którą miał spotkać całkiem przypadkowo, a będącą niezwykle podobną do zjawy, która mu się ukazała. Była nią oczywiście Barbara Giżanka. Niebawem Zygmunt II August podczas pobytu na zamku w Wiźnie, z racji urodzenia mu córki Barbary, nadał jej przywilej, na mocy którego otrzymała szlachecki tytuł. Zapewnił jej też odpowiednie uposażenie.

Jeżeli chodzi o Twardowskiego i jego udział w, jakby nie było, przedstawieniu, Roman Bugaj zaznacza, że w obawie przed gniewem ośmieszonego króla wszyscy wtajemniczeni zachowali dyskrecję, największą zaś zapewnił sobie Twardowski. Znane źródła dotyczące tego wydarzenia, zwyczajnie milczą o jego bezpośrednim udziale. Być może otrzymał hojne wynagrodzenie i wyjechał z Warszawy. Rok później pojawił się bowiem w Bydgoszczy.

Śmierć Twardowskiego

Nie są znane dalsze losy czarnoksiężnika. Najprawdopodobniej został zamordowany ok. 1573 r. na polecenie Mniszchów. Reminiscencją tego wydarzenia może być znane z legendy porwanie go przez diabły z karczmy "Rzym".

Kilka miejscowości uważa się za miejsce, gdzie istniała ta sławna karczma. Podlaskie Mystki-Rzym mogły otrzymać nazwę w związku z tym wydarzeniem, gdyż lokalna legenda o tym mówiła. Z drugiej strony historycznie jest poświadczone, że powstały z połączenia dwu wsi, Mystek i Rim w XV w. Z czasem o tym zapomniano i skojarzono nazwę z legendą o czarnoksiężniku. Zatem nie jest dziś możliwe dokładne ustalenie jej lokalizacji. Być może znajdowała się w jednej z miejscowości w pobliżu Krakowa, bo do jej posiadania pretendują Kościelniki-Pobiedniki oraz Pychowice.

***

Po śmierci króla skandal wybuchł skandal. Dworzanie zeznali, że nie znają przyczyn śmierci monarchy. Przeprowadzone śledztwo ujawniło spisek – król miał umrzeć od napojów i czarów, jakim poddawała go Giżanka wraz ze swą matką. Najważniejszy świadek, Twardowski, został zamordowany, by nie można było wskazać konkretnych winnych. Jednak ważniejsze sprawy – przede wszystkim bezkrólewie i kradzieże złota oraz długi zaciągnięte przez urzędników i dworzan na konto państwa – były bardziej palące i w końcu tej sprawy ostatecznie nie wyjaśniono, jakkolwiek zaczęła żyć własnym życiem jako legenda, przerobiona przez jezuitów w XVIII w. na moralizatorską bajkę.



Bibliografia:

1. Bugaj R., Jeszcze o Twardowskim, "Przegląd Historyczny" 2(71)/1980, s. 333-342

2. Bugaj R., Nauki tajemne w Polsce - Mistrz Twardowski,

3. Widacka H., Legendy i fakty o Mistrzu Twardowskim, "Wilanow-palac.pl", wilanow.palac.pl/legendy_i_fakty_o_mistrzu_twardowskim.html (dostęp 30 stycznia 2022 r.)

4. Wójcicki K. W., Pan Twardowski Czarnoksiężnik. Historja z Podań Ludowych, Lublin 1889

5. Zinkow J., Krakowskie podania, legendy i zwyczaje, Kraków 2007



1 Przykładowo z jego polecenia diabeł zasypał całe srebro z terenu Polski w Olkuszu oraz ustawił wielką skałę w Piaskowej Skale grubszym końcem do góry.

2 W innych wersjach Twardowski pakt ten zawarł nieświadomie, w czym przypominają one legendę-bajkę o Madejowym łożu, znaną ogólnie w średniowiecznej Europie. Wracając do Krakowa z kilkumiesięcznej podróży, Twardowski został napadnięty przez zbójców. Na pomoc wezwał samego diabła. Jeździec, który natychmiast pojawił się, przepędził napastników a zapytany przez Twardowskiego co chciałby otrzymać w zamian za pomoc, ten odparł mu, iż to o czym nie wie, a co zastanie po powrocie do domu. Stosowną umowę spisano i przypieczętowano oczywiście krwią. Twardowski zastał w domu swego nowonarodzonego, pierworodnego syna, czego absolutnie się nie spodziewał. Według różnych wersji, jego syn w wieku 7 lub 25 lat wyprawił się do piekła po cyrograf, by go z powodzeniem zniszczyć. Na tym legendy się nie kończą: diabeł szuka sposobności by móc zabrać obiecaną mu duszę, w czym przypominają one ogólnie znane przygody Mistrza Twardowskiego.

3 Roman Bugaj uważa, iż wzmianka o Twardowskim była pamfletem wymierzonym przeciwko praktykom magicznym uprawianym na dworze. Pisaniu Dworzanina przyświecał cel dydaktyczny, a nie mogąc otwarcie krytykować króla któremu zawdzięczał pokaźne honoraria, i innych wpływowych magów z jego otoczenia, w tym Dhura, świadomie swą facecję zaszyfrował (przenosząc ją zresztą na czasy Zygmunta I Starego), uzyskując efekt humorystyczny.

4 Podkoniuszy- urzędnik nadworny będący zastępcą koniuszego, nadzorujący stajnie.

5 Roman Bugaj twierdził, iż Giżanka przebywała w klasztorze bernardynek, istniejącym niegdyś obok Zamku Królewskiego. Jednak jest to pewna nieścisłość - ten nieistniejący obecnie klasztor wraz z kościołem wybudowano dopiero na przełomie XVI i XVII w.

czwartek, 27 stycznia 2022

Znaleziono dwa wielkie sfinksy w Luksorze

Na 2 kamienne posągi podczas wykopalisk w Tebach (obecnym Luksorze) natrafiła egipsko-niemiecka misja archeologiczna. Posągi o długości 8 metry przedstawiają Amenhotepa III i przypominają swym kształtem sfinksy. Poza tym na jednym z nich był wyryty napis "ukochany Amona-Re", którym to tytułem określano tego faraona.

Lokalizacja posągów potwierdza istnienie w tym miejscu drogi procesowej używanej podczas Święta Pięknej Doliny. 

Oprócz tego znaleziono również trzy granitowe popiersia bogini Sachmet oraz pozostałości sali kolumnowej.

Posągi znajdowały się w świątyni grobowej faraona Amenhotepa III, panującego w latach ok. 1388-1353 p. n. e. Świątynia ta uległa zniszczeniu na skutek trzęsienia ziemi ok. 1200 r. p. n. e. Pozostały z niej jedynie szczątki, w tym słynne Kolosy Memnona. Prace mające na celu jej renowację i odbudowę prowadzone są od 1998 r.

 

Odtworzą leki ze staropolskiej apteczki

Preparaty medyczne i „leki ze staropolskiej apteki” odtwarzają i analizują we wspólnym projekcie badacze z Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Receptury znajdują w pamiętnikach, listach, diariuszach i prywatnych notatkach prowadzonych od XVI do XVIII w.

Wśród hitów staropolskich aptek jest teriak, czyli driakiew – wieloskładnikowy preparat uznawany powszechnie za antidotum na trucizny (niepozbawione zawartości tychże), następnie – panaceum na choroby zakaźne, a w końcu – środek działający na zasadzie efektu placebo.

XVI-wieczny aptekarz/ Domena publiczna


JAK POWSTAJĄ MEDYKAMENTY

„Projekt dotyczy przeszłości, więc nasz projekt w naturalny sposób prowadzony jest w Instytucie Historycznym. Natomiast badania polegające na analizie tych leków nie leżą w kompetencjach historyka, dlatego w tym zakresie prowadzimy owocną współpracę z Wydziałem Farmaceutycznym Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu” – wyjaśnia historyk Jakub Węglorz.

Jego zadanie polega na wyszukiwaniu w źródłach historycznych informacji o lekach stosowanych w epoce staropolskiej. Następnie, wraz z gronem współpracowników, badacz odtwarza je w laboratorium. Dopełnieniem prac jest analiza zawartości związków czynnych oraz podstawowej aktywności biologicznej zrekonstruowanych preparatów.


„Tych leków jest bardzo wiele. Oczywiście nie wszystkie były powszechnie używane. Historycy ustalają ich recepty, a potem wraz z farmaceutami starają się przetłumaczyć je na język współczesny – określić, co oznaczają nazwy składników i jak zostały wykonane. Następny etap to wykonanie leku w laboratorium i analiza jego działania” – opisuje dr Węglorz.

TERIAK – HIT STAROPOLSKIEJ APTECZKI

Jak podkreśla historyk, wśród wieloskładnikowych preparatów leczniczych Teriak ma najdłuższą tradycję i okres stosowania. Został opracowany w III wieku. p.n.e. jako antidotum na wszelkiego rodzaju trucizny. W II w n.e. Andromach, osobisty lekarz Nerona, rozbudował recepturę dodając doń m.in. mięso żmii. W średniowieczu Teriak przekształcił się z antidotum w panaceum, które rozpowszechniło się na półkach aptek oraz na kartach farmakopei.

Do XVIII wieku większość lekarzy uznawała wartość tego preparatu i zalecała go zarówno jako lekarstwo przeciw truciznom, jak też w roli środka przeciwko chorobom zakaźnym, przede wszystkim dżumie. Opinię o Teriaku jako znakomitym lekarstwie ostatecznie pogrzebano w XIX wieku.

W badaniach prowadzonych przez zespół z udziałem dr. Węglorza zrekonstruowano medykament wykorzystywany m.in. w okresie szerzenia się Czarnej Śmierci w Toruniu w 1629 roku. Receptura składała się z 61 składników podstawowych oraz trzech złożonych preparatów. Lek był jednym z najdroższych spośród ówcześnie używanych. Zawierał niektóre składniki mogące mieć pewne działanie farmakologiczne, a nawet takie uznawane dziś za trujące.

„Główną trudnością podczas naszej pracy było prawidłowe przetłumaczenie nazw roślin używanych przez aptekarza, które ze szczególną starannością należało zidentyfikować i dopasować do współczesnej nomenklatury botanicznej” – wyjaśnia dr Węglorz.

Badania wskazują, że Teriak stosowany zgodnie z ówczesnymi zaleceniami nie mógł być trujący. Czy miał zatem właściwości lecznicze? Wstępne ustalenia wskazują, że ewentualna skuteczność Teriaku opierała się głównie na efekcie placebo.

„Choć nie brak w owym leku substancji wykazujących działanie lecznicze, to przy zalecanym sposobie dawkowania ich ilości są daleko niewystarczające, aby realnie wpływać na zdrowie człowieka” – podsumowuje badacz wraz ze współautorami artykułu „Teriak czyli driakiew – panaceum czy trucizna?”, opublikowanego w czasopiśmie Journal of Ethnopharmacology. 

SKĄD WZIĄĆ OPIUM I INNE DYLEMATY NAUKOWE

Konieczność zdobycia egzotycznych substancji, które obecnie nie są powszechnie dostępne, nastręcza badaczom niemałych trudności.

„Cześć z tych składników jest trudno dostępna ze względów prawnych. Np. mamy spory problem z opium, które jako narkotyk podlega obecnie ścisłej kontroli. Inne to substancje, których się dziś już nie wykorzystuje, jak np. ambra, która dziś występuje w śladowych ilościach i jest bardzo droga. Jest też problem z substancjami odzwierzęcymi czy roślinnymi, które podlegają dziś ochronie” – wylicza dr Węglorz.


Projekt badawczy „Odtorzenie i analiza preparatów leczniczych zidentyfikowanych na podstawie egodokumentów epoki staropolskiej (XVI-XVIII wiek)” realizowany jest w ramach grantu: SONATA BIS Na jego realizację przyznane zostało ponad 1,5 mln złotych.


Źródło: naukawpolsce.pap.pl

poniedziałek, 24 stycznia 2022

7. Aukcja dzieł sztuki współczesnej na rzecz Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie

Do 1 lutego można wziąć udział w 7-edycji Aukcji dzieł sztuki współczesnej na rzecz BUW. Dochód w całości przeznaczony zostanie na konserwację historycznych i artystycznych zbiorów Biblioteki.



W tym roku aukcja całkowicie odbywa się w internetowym serwisie Artinfo.p. Można wylicytować na niej 125 dzieł przekazanych przez 120 artystów, m. in. Józefa Wilkonia, Koji Kamoji, Rafał, Wiesława Szamborskiego, Joannę Wiszniewską-Domańską, Lecha Majewskiego, Czesława Kiszka.

Aukcje odbywają się od 2004 r. BUW jest pierwszą biblioteką akademicką, która w ten sposób pozyskuje środki finansowe na konserwację najcenniejszych obiektów ze swych zbiorów, wśród których były „Poezye” Adama Mickiewicza w jubileuszowym, miniaturowym wydaniu z 1898 r., polski przekład dzieła Curtiusa Rufusa Quintusa „O dziejach Aleksandra Wielkiego króla macedońskiego ksiąg dwanaście” z 1618 r., zestaw plansz anatomicznych „Pinax microcosmographicus” Stephanusa Michaela Spacherusa, wydanych w Amsterdamie w 1634 r., czy „Dziennik podróży do Turcji” Edwarda Raczyńskiego z 1821 r., listy gen. Jana Krukowieckiego do żony Heleny z lat 1831–1835, rękopis Symfonii C-dur Tadeusza Bairda, oraz cenne fotografie.

piątek, 14 stycznia 2022

Omo I, przodek współczesnego homo sapiens sapiens, być może jest starszy niż sądzono

Najnowsze badania nad szczątkami Omo I dowodzą, że mogą liczyć nawet 230 tys. lat.
Szczątki Omo I (zwanego też Omo Kibish) odkrył Richard Leakey w latach 1967-74 w południowo-zachodniej Etiopii nieopodal rzeki Omo. Po latach ich wiek określono na 200 tys. lat. W ostatnim czasie znowu podjęto badania w tej kwestii.
Rekonstrukcja czaszki Omo I przechowywana w zbiorach Musée des Civilizations Noires de Dakar/fot. Guillaume Goursat (CC BY-SA 4.0)

Szczątki Omo I znajdowały się pomiędzy dwiema warstwami popiołu wulkanicznego. Wiek znaleziska oszacowano wówczas na 130 tys. lat. Po 30 latach badań ustalono, że jest ono starsze i liczy 200 tys. lat. Obecnie na podstawie analiz geochemicznych i datowania radiowęglowego stwierdzono, że młodsza z warst popiołu powstała w wyniku wybuchu oddalonego o 400 km wulkanu Shala, który miał miejsce 230 tys. lat temu. Zatem szczątki Omo I mogą być jeszcze starsze.
Formacja Omo Kibish/ fot. Karalyn Monteil (CC BY-SA 3.0)

Można rzec, że wyścig trwa ;) Albowiem drugim "pretendentem" do bycia najstarszym przedstawicielem gatunku homo sapiens są szczątki odkryte w 2017 r. na stanowisku Dżabal Ighud w Maroku. Według badaczy z Instytutu Maxa Plancka mają liczyć 315 tys. lat. Choć ze względu na charakterystyczne cechy anatomiczne (wydłużona czaszka i duże zęby) część badaczy nie uznaje ich za bezpośredniego przodka człowieka.
Bibliografia:
C. M. Vidal (et al.) Age of the oldest Homo sapiens from eastern Africa, "Nature" 601(7892)/2022, https://doi.org/10.1038/s41586-021-04275-8 (dostęp 14 stycznia 2022 r.)

środa, 12 stycznia 2022

Dwie pradziejowe tzw. "Mumie Frankensteina" z Wielkiej Brytanii

Szkoccy archeolodzy nazwali je "mumiami Frankensteina", gdy po ponad 10 latach od ich odkrycia poznali bardziej szczegółowe wyniki badań szkieletów.

Na cztery pochówki z epoki brązu, mężczyzny, młodej kobiety, kobiety ok. 40-letniej i trzymiesięcznego dziecka, natrafili archeolodzy z University of Sheffield w 2001 r. w miejscowości Cladh Hallan położonej na szkockiej wyspie South Uist w archipelagu Hebrydów Zewnętrznych.


Liczące ok 3 tys. lat pochówki niczym szczególnym nie wyróżniały się na tle innych z epoki brązu. Zmarłych pochowano w pozycji embrionalnej, na lewym boku w kamiennej obstawie, w fundamentach okrągłych domów ustawionych rzędem. Jednak płeć jednej z kobiet zidentyfikowano jedynie na podstawie kości miednicy, gdyż czaszka nosiła wyraźne cechy męskie.

Znalezisko wzbudziło sensację w świecie nauki, gdy przy użyciu technik kryminalistycznych stwierdzono, iż zewnętrzna 2-milimetrowa warstwa kości uległa demineralizacji pod wpływem przebywania w kwaśnym środowisku od 6 do 18 miesięcy. Zatem ciała zmarłych poddano celowej mumifikacji, umieszczając je w torfowisku, po czym dokonano ich właściwego pochówku.

Po 10 latach wznowiono badania nad mumiami. Zwłaszcza że jak dotąd były (i są to nadal) jedyne znane mumie z terenu Szkocji. Wyniki zaskoczyły wszystkich.

Okazało się bowiem w wyniku badania DNA i C14, że poszczególne fragmenty obu szkieletów należą do sześciu różnych osób, żyjących w różnym czasie. W szkielecie mężczyzny był to odpowiednio tors, czaszka i szyja oraz żuchwa a w szkielecie kobiety tors, męska czaszka i ramię o niezidentyfikowanej płci pierwotnego właściciela. Na tym jednak nie koniec rewelacji. Badanie C14 wykazało, iż w przypadku kobiety czaszka jest starsza od reszty szkieletu od 50 do 200 lat. Poza tym wszystkie pochówki były od 300 do 500 lat starsze niż wspomniane domy.

Archeolodzy snują różne teorie na temat takiego starannego pomieszania pierwotnie zmumifikowanych szczątków. Z pewnością był to jeden z elementów kultu przodków. Być może w grę wchodziła też w tym przypadku chęć posiadania wspólnego antenata przez żyjących krewnych, którym w takiej sytuacji łatwiej byłoby legitymizować swe prawa do zamieszkiwanej przez nich ziemi.


Bibliografia:

E. Mullally, Scottish'Frankenstein'Mummies, "Archaeology" z dnia 23 stycznia/lutego 2013 r., https://www.archaeology.org/issues/61-1301/features/272-top-10-2012-frankenstein-mummies (dostęp 12 stycznia 2022 r.)

K. Urbański, Szkockie mumie z Epoki Brązu zostały złożone z wielu ciał, "Rzeczpospolita" z dnia 23 sierpnia 2011 r., https://www.rp.pl/nauka/art6534931-szkockie-mumie-z-epoki-brazu-zostaly-zlozone-z-wielu-cial (dostęp 12 stycznia 2022 r.)

niedziela, 2 stycznia 2022

"Archeologiczny Atlas Małopolski" to nowy portal Muzeum Archeologicznego w Krakowie

Ponad 400 stanowisk archeologicznych i ponad 1 tys. zabytków zostało opisanych w internetowym "Archeologicznym Atlasie Małopolski". Nowy portal popularnonaukowy stworzony przez Muzeum Archeologiczne w Krakowie jest dostępny dla odbiorców od 1 stycznia tego roku.

Wystawa „Pompeje. Życie i śmierć w cieniu Wezuwiusza” w Muzeum Archeologicznym w Krakowie, która była dostępna dla publiczności od 5 października 2019 r. do 8 marca 2020 r.


W "ArcheoAtlasie" znalazły się informacje o najciekawszych stanowiskach archeologicznych w regionie od epoki brązu do okresu Wędrówek Ludów, ich archiwalne i współczesne zdjęcia, historia ich odkryć, przykłady, fotografie i opisy najważniejszych znalezionych tam zabytków oraz dokumentacja badań. Jest także alfabetyczny słownik definicji i osób związanych z archeologią.

"To okno na świat naszego muzeum" – mówił o portalu dyrektor Muzeum Archeologicznego dr Jacek Górski. Podkreślił, że jednym z głównych celów było stworzenie miejsca, w którym gromadzone będą cyfrowe wersje zabytków archeologicznych, które znajdują się w placówce, a jest to największy zasób w Europie Środkowej – ponad 773 tys. muzealiów. "Nasz portal jest adresowany do szerokiego grona odbiorców: do miłośników starożytności i rzeczy ciekawych, dla regionalistów, którzy często korzystają z naszego muzealnego archiwum, dla nauczycieli, turystów oraz organizacji turystycznych, które proponując atrakcje w danym regionie mogły też uzupełnić je o dziedzictwo archeologiczne" – podkreślił dr Górski.

W Małopolsce znajduje się ponad 8 tys. 600 stanowisk archeologicznych. Twórcy portalu przenieśli z tradycyjnych map lokalizację i zasięg ponad 400 z nich. Dzięki temu możliwe jest zapoznanie się z pradziejami najbliższej okolicy w formie wirtualnych, ale też realnych, wycieczek czy lekcji prehistorii.

"Wiele osób będzie zapewne zaskoczonych, w jakich miejscach są te stanowiska. Znajdują się one zarówno pod Krakowem jak i w centrum miasta, a także w miejscach pozornie niezwiązanych z archeologią, jak na przykład Kopiec Piłsudskiego" - mówił kierujący przygotowaniem portalu Mirosław Zając z Muzeum Archeologicznego. "Każde stanowisko jest opatrzone popularnonaukowym opisem, by zrozumieć, kiedy było ono zasiedlone. Prezentujemy także różnej klasy zabytki znalezione w tych miejscach, a znajdujące się obecnie w naszych zbiorach" – dodał.

Pracownicy Muzeum Archeologicznego przygotowali także materiały edukacyjne, które mają pomóc nauczycielom i rodzicom, propozycje tras wycieczek oraz archiwalne ilustracje stanowisk w okolicach Krakowa namalowane przez Gabriela Leńczyka.

"Archeologiczny Atlas Małopolski" (www.archeologicznyatlas.pl) będzie rozbudowywany o informacje o kolejnych miejscach, zwłaszcza poza Krakowem i kolejnych zabytkach. Jego twórcy już zapowiadają konkursy dla osób korzystających z portalu. ArcheoAtlas dostępny będzie także jako bezpłatna aplikacja na telefony komórkowe w Google Play oraz App Store.

Stworzenie portalu kosztowało prawie 1,7 mln zł, z czego ponad 1,2 mln zł pochodziło ze środków europejskich w ramach Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego 2014-20. (PAP)


Źródło: http://naukawpolsce.pl

sobota, 1 stycznia 2022

Pierwsza na świecie zidentyfikowana mumia ciężarnej kobiety

Płód znajdujący się w zmumifikowanej Egipcjance sprzed ponad dwóch tysięcy lat przetrwał do naszych czasów za sprawą bardzo nietypowego procesu rozkładu. Był on podobny do tego znanego z odkrywanych pradziejowych ciał w bagnach - uważa zespół polskich badaczy.

W kwietniu ubiegłego roku Warszawski Projekt Interdyscyplinarnych Badań Mumii (Warsaw Mummy Project) opublikował artykuł, z którego wynika, że mumia kobiety należąca do Uniwersytetu Warszawskiego i przechowywana w Muzeum Narodowym w Warszawie, skrywa w swoim wnętrzu płód. Tym samym udowodniono, że jest to pierwsza rozpoznana na świecie egipska mumia ciężarnej kobiety.


Już w 2016 r. ci sami eksperci ustalili, że mumia przypisywana kapłanowi Hor-Dżehutiemu tak naprawdę kryje w sobie zabalsamowane ciało kobiety. Taki wniosek był możliwy dzięki zastosowaniu nowoczesnego tomografu, bo mumia jest ciągle kompletna – nie rozwijano bandaży na potrzeby badań.

Teraz naukowcy dokładnie przyjrzeli się płodowi i formie, w jakiej przetrwał do naszych czasów i opublikowali swoje wnioski w “Journal of Archaeological Science” (DOI: https://doi.org/10.1016/j.jas.2021.105504). Z niewiadomych powodów płód nie został wyciągnięty z macicy w czasie mumifikacji. Wyciągnięto jednak organy wewnętrzne Egipcjanki. Jak powiedziała PAP antropolog i archeolożka, współkierowniczka projektu Warsaw Mummy Project Marzena Ożarek-Szilke, która jest jedną z autorek artykułu, z zobrazowań widać, że mumia płodu zachowała się dzięki bardzo nietypowemu procesowi.

“Zmarłą w czasie procesu mumifikacji obłożono natronem, czyli naturalną sodą, której zadaniem było osuszenie ciała. Płód jednak pozostał w macicy i zaczął <<kisić się>> w kwaśnym środowisku. To proces podobny do tego, dzięki któremu do naszych czasów zachowały się pradziejowe ciała w bagnach” - wskazała Ożarek-Szilke. Taki proces badaczka porównuje do “efektu beczki na ogórki”.

Jak wyjaśniła ekspertka, kwas mrówkowy i inne związki (powstające po śmierci w macicy na skutek różnych procesów chemicznych związanych z rozkładem) zmieniły Ph wewnątrz ciała kobiety. Zmiana ze środowiska zasadowego na kwaśnie spowodowała wypłukiwanie z kości płodu minerałów, których i tak nie było wiele - bo ich mineralizacja w czasie dwóch pierwszych trymestrów ciąży jest bardzo słaba i przyspiesza później. W kolejnej fazie tej nietypowej mumifikacji płodu, tkanki zaczęły wysychać i mineralizować się. Działo się to w czasie wysychania ciała matki. Zdaniem badaczy, proces mumifikacji egipskiej z chemicznego punktu widzenia jest procesem mineralizacji tkanek, które dzięki temu mogą przetrwać tysiąclecia.

“Takie dwa procesy wyjaśniają nam, dlaczego prawie nie widać na zobrazowaniach z tomografu kości płodu. Widoczne są co prawda na przykład rączki, czy stopa, ale nie są to kości tylko zasuszone tkanki” - sprecyzowała badaczka. Dodała, że częściowo zachowała się jednak czaszka, która najszybciej się rozwija i jest najlepiej zmineralizowana.

Dla niewprawnego oka dostrzeżenie mumii płodu mogło być trudne, bo z reguły eksperci szukając go, rozglądają się za kośćmi, a nie tkankami. Dlatego zdaniem autorów artykułu istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że w innych kolekcjach mogą znajdować się mumie ciężarnych kobiet. “Tylko do tej pory nie przeanalizowano ich dostatecznie pod tym kątem. Teraz, mając na uwadze nasze ustalenia, to tylko kwestia czasu kiedy odkryte zostaną kolejne zmumifikowane kobiety w ciąży” - wskazała antropolożka.

Ożarek-Szilke mówi, że pozostawienie płodu w brzuchu jest zagadką. Czy stało się to, dlatego, że były trudności z wyciągnięciem płodu? Ekspertka dodaje, że macica w tym okresie ciąży jest bardzo twarda. „A może miało to jakieś znaczenie związane z wierzeniami i ponownymi narodzinami w zaświatach” – zastanawia się. „Trudno jest jeszcze wyciągać jakieś wnioski, ponieważ nie wiemy, czy to jest jedyna mumia w ciąży. Na razie jest na pewno jedyną rozpoznaną egipską ciężarną mumią” – dodała.

Na razie udało się ustalić, że płód jest zwinięty w pozycji embrionalnej. Nie jest znana jego płeć. Zdaniem współautorki artykułu, ginekologa-położnika dr Katarzyny Jaroszewskiej kanał rodny zmarłej nie był otwarty. Oznacza to zatem, że przyczyną śmierci kobiety nie był poród i powikłania z nim związane. To potwierdza również ułożenie płodu.

Naukowcy zwracają uwagę na ciekawe losy dotyczące tej mumii, którą sprowadzono z Egiptu w trumnie. Jak powiedział PAP jeden z autorów artykułu dr Wojciech Ejsmond z Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych Polskiej Akademii Nauk, długo sądzono, że wewnątrz trumny znajduje się "mumia niewiasty". Tak podają XIX-wieczne dokumenty. Zapewne sądzono tak na podstawie naszyjnika i delikatnych rysów wymodelowanych na kartonażu przykrywającym mumię. Dopiero w okresie międzywojennym przeczytano hieroglify na trumnie, które jednoznacznie wskazywały jej właściciela - kapłana Hor-Dżehutiego. Tym samym uznano, że wewnątrz spoczywa ten mężczyzna. Dopiero w czasie ostatnich badań ustalono, że jest to jednak kobieta.

Mumia, należąca do UW, znajduje się od 1917 r. w depozycie w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wraz z sarkofagiem jest prezentowana na niedawno otwartej stałej Galerii Sztuki Starożytnej.

Źródło: naukawpolsce.pl


Summary

In nowadays mummies are analyzed using non-invasive techniques such as X-rays and computed tomography (CT). But its the first time when researches from Warsaw Mummy Project was identified a pregnant mummy which is very puzzling, as the mortality associated with pregnancy in ancient times was very high.

The pregnant mummy we can see on Gallery of Ancient Art in National Museum in Warsaw.



Dwugodzinny dzień pracy i nauczanie zdalne czyli wyobrażenia naszych pradziadów o roku 2022

 Przed 100 laty zastanawiano się, jak mogłyby wyglądać czasy, w których obecnie żyjemy. Pytanie "Jak będzie wyglądał świat w 2022 r.?" zadano kilku amerykańskim autorytetom. O dziwo, kilka wyobrażeń spełniło się.


Odpowiedzi na pytanie ukazały się również w polskiej prasie na łamach "Ilustrowanego Kuryera Codziennego" w numerze 15 z 1923 r. Może obecnie książek nie czytamy na ekranach kinematograficznych ale na czytnikach ebooków czy w telefonach już tak. Podobnie rzecz ma się ze zdalnym nauczaniem, które wprowadzono w celu minimalizowania skali aktualnej epidemii. A było to oczywiście możliwe dzięki rozwojowi technicznemu. Oczywiście nadal w niektórych rejonach świata toczą się wojny i nie może być mowy o globalnym pokoju. Nie mniej jednak wyobrażenia ludzi żyjących przed stu laty raczej niczym nowym nas nie zaskakują. One zwyczajnie się urzeczywistniły.



"Ilustrowany Kuryer Codzienny" nr 15/1923


Koń z zdekapitowaną głową obok grobu jeźdźca z okresu merowińskiego

Ciekawego odkrycia dokonali archeolodzy w Niemczech na cmentarzysku elit z okresu merowińskiego. Obok jednego z grobów znaleziono szkielet konia pozbawiony głowy.

Cmentarzysko w Knittlingen w Wirtembergii z okresu merowińskiego zostało odkryte w 1920 r. podczas budowy kolei wąskotorowej, której nigdy nie ukończono. Kolejne badania prowadzono dopiero w 1984 r. przy okazji prac konserwatorskich miejscowych zabytków. Obecnie badania są prowadzone od sierpnia 2021 r. i mają potrwać do wiosny 2022 r.

Pochówek konia z zdekapitowaną głową. Na takie pochówki mogły pozwolić sobie jedynie osoby o wysokiej pozycji w społeczeństwie/ fot. Państwowy Urząd Ochrony Zabytków przy Radzie Regionalnej Stuttgartu/ F. Damminger

Archeolodzy w tym sezonie natrafili na ciekawy grób konia z zdekapitowaną głową umieszczony obok grobu konnego woja, w którym złożono broń i rzadką biżuterię. Jest on jednym ze 110 grobów, jakie archeolodzy przebadali w tym miejscu.

Pochówek konnego wojownika, nieopodal którego pochowano konia pozbawionego głowy, datowany na VII w./ fot. Państwowy Urząd Ochrony Zabytków przy Radzie Regionalnej Stuttgartu / F. Damminger

Brązowy dysk od pasa z pochówku kobiety z VII w./ fot. Państwowy Urząd Ochrony Zabytków przy Radzie Regionalnej Stuttgartu / A. Furan

Filigranowa złota broszka z pochówku kobiety z pocz. VII w. o średnicy 36 mam/ fot. Państwowy Urząd Ochrony Zabytków przy Radzie Regionalnej Stuttgartu / A. Furan

Na cmentarzysku pochowano przedstawicieli lokalnych elit o czym świadcza bogate stroje, dodatki i biżuteria, w których ich złożonno. Znaleziono też fragmenty naczyń zawierające resztki pokarmów. Groby z VII w. były nieco uboższe od tych z poł. VI w., ale nie wiadomo jeszcze czym ta zmiana była spowodowana. Pochówki miały formę od prostych poprzez trumienne po drewniane komory. Wszystkie ułożone były w mniej lub bardziej regularne rzędy.

Zdjęcie z drona prezentujące fragment cmentarzyska. Widoczne ślady po obrabowanym grobie otoczonym fosą o średnicy 10 m/ fot. Krajowy Urząd Ochrony Zabytków przy Radzie Regionalnej Stuttgartu / ArcheoBW

Na cmentarzysku natrafiono też na ślady osadnictwa z  epoki neolitu z ok. 5000 do 4500 r. p. n. e. w postaci kolistych nieregularnych fos oraz fragmentów ceramiki/ fot. Krajowy Urząd Ochrony Zabytków przy Radzie Regionalnej Stuttgartu / ArcheoBW


Po zakończeniu badań zabytki mają trafić do archiwum w Rastatt.