Żyrardowska apteka przy ul. 1 Maja 50 funkcjonuje nieprzerwanie w jednym miejscu od 140 lat. Meble, pozostające na jej wyposażeniu od 1886 r...

niedziela, 28 czerwca 2020

Z biblioteki historyczki: "Na posterunku. Udział polskiej policji granatowej i kryminalnej w zagładzie Żydów" - J. Grabowski - recenzja

Książka budząca kontrowersje od chwili pojawienia się na rynku wydawniczym. Grabowski nie zostawia suchej nitki na Polakach służących w niemieckiej Ordnungspolizei. Tezy zawarte w pracy mają swych zagorzałych obrońców jak również przeciwników. Która ze stron ma rację?



J. Grabowski, Na posterunku. Udział polskiej policji granatowej i kryminalnej w zagładzie Żydów,
Wołowiec 2020, liczba stron: 432, oprawa twarda


Trudno jest pisać ocenę książki, gdy już ma się za sobą lekturę jej kilku innych, rzeczowych recenzji. Mimo, iż nie były przychylne, sięgnęłam po tę pracę. A nóż ma zalety, których recenzenci nie dostrzegli?

Zanim odpowiem na postawione pytanie, przedstawię pokrótce sylwetkę autora. Jan Grabowski jest historykiem wykładającym na uniwersytecie w Ottawie. Jego zainteresowania skupiają się wokół Holokaustu. Ostatnią głośną pracą, której jest współautorem, to wydana przed dwoma laty Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski. Zarzucano mu brak rzetelności i przedstawianie faktów w niepełnym świetle by pasowały pod z góry postawioną tezę.

Zacznę od tytułu. Na posterunku nawiązuje do nazwy przedwojennego policyjnego tygodnika "Na posterunku. Gazeta Policji Państwowej". Podtytuł wskazuje, jaki konkretnie temat autor chce przybliżyć czytelnikom. Należy on bez wątpienia do czarnych kart historii Polski, o której mało się mówi.


Na posterunku pretenduje do bycia pracą naukową ale ma dwie cechy pozbawiające ją tego statusu. Przede wszystkim od pierwszych stron uderza bardzo emocjonalnie prowadzona narracja. Zdaję sobie sprawę z tego, iż temat podjęty przez autora nie należy do najłatwiejszych i trudno pochylać się nad nim bez emocji. Sądzę jednak, iż można było tego częściowo uniknąć darując sobie wtrącane co chwilę subiektywne oceny. Wreszcie we wstępie do książki brak jest narysowania metodologii pracy. Już samo to powoduje, że nie bardzo wiadomo, czemu autor wykorzystał w pracy tylko część dostępnych źródeł archiwalnych. Wstęp ma raczej charakter eseju mającego na celu nastawić negatywnie czytelnika do policji granatowej. Usprawiedliwia jej działania realizacją oczekiwań Polaków, chcących zwyczajnie pozbyć się niewygodnych współobywateli pochodzenia żydowskiego jako zagrażających ich bezpieczeństwu i życiu. Nazywa wręcz patriotyzmem poświęcenie życia przez tych ostatnich w imię ratowania przed niemieckimi represjami polskich sąsiadów. Dodaje jednocześnie, iż nie świadczy to dobrze o moralności ogółu narodu. Aż można poczuć wstyd, że jest się Polakiem, że ma się takich przodków. Ale przychodzi refleksja, że przecież mimo woli starsi członkowie rodziny napomknęli raz lub dwa o ukrywaniu sieroty pochodzenia ży. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, iż antysemityzm przed wojną miał się całkiem dobrze a Żydzi byli dyskryminowaną mniejszością narodową.

Zastanawiające jest czemu autor w podziękowaniach imiennie wymienia osoby, które udzieliły mu pomocy w powstaniu książki, a o pracownikach IPN-u milczy (tu cytuję) "z oczywistych względów wolę nie wymieniać ich nazwisk". Pisze tak, jakby z góry narażał siebie i wszystkie inne osoby, jakie przyczyniły się do powstania publikacji, na społeczny ostracyzm. Jak można wysnuć z treści książki - poruszony jest przecież temat bardzo kontrowersyjny i niepopularny, niezgodny z polityką historyczną państwa, która lansuje Polaków jako ofiary nazistowskich Niemiec i daje podstawy do karania wszystkich twierdzących inaczej. Można w ten sposób odczuć, że autor boi się konsekwencji ukazania się książki pisanej w atmosferze strachu (?). Moim zdaniem jest to bezzasadne, o ile badania prowadzone są rzetelnie .

Autor podzielił treść modułowo - omówił genezę powstania Polnische Polizei i odgórne obowiązki nakładane na nią pod względem, można rzec, zwalczania Żydów przez władze niemieckie a nawet prywatne inicjatywy granatowych policjantów w tej materii na przestrzeni lat wojny i okupacji. Odnieść można nawet wrażenie, że niczym innym się nie zajmowali. Jeżeli chodzi o powstanie PP w GG, to nie starał się zgłębić tematu. Widać, iż pobieżnie korzystał z cytowanej przez siebie literatury i słabo orientuje się w tym temacie. Pisał (s. 30), iż zachowano przedwojenne policyjne struktury wewnętrzne. Nie jest to do końca prawdą, gdyż okupant nie odtworzył komend wojewódzkich oraz Komendy Głównej. Pozostawiono istniejące posterunki i komisariaty, które odtąd podlegały niemieckiej Ordnungspolizei. Widoczne jest to zresztą na zamieszczonym schemacie struktur policyjnych w GG (s. 36-37), na którym zaznaczone są jedynie komendy miejskie/powiatowe i komisariaty/posterunki. PP stanowiła zatem część niemieckich służb porządkowych i nie można mówić o jej bezpośrednim wywodzeniu się z Policji Państwowej. Na schemacie nie umieszczono Żydowskiej Służby Porządkowej, działającej w gettach, a o której wciąż na kartach książki powtarza, iż podlegała ona formalnie PP. W praktyce jednak podlegała ona niemieckim władzom policyjnym. Z książki nie dowiedziałam się nic konkretnego o tej służbie porządkowej, poza tym że służba w ŻSP nie należała do zbyt chlubnego zajęcia. Warto w tym miejscu odnotować, iż autor w pracy nie odniósł się do wydanej przed rokiem pracy zbiorowej Policja granatowa w Generalnym Gubernatorswie w latach 1939-1945 pod redakcją T. Domańskiego i E. Majcher-Ociesy, w której doskonale omówiono obok kwestii organizacyjnych i prawnych funkcjonowania Polnische Polizei również sposób rozumienia działalności całej formacji jak i poszczególnych funkcjonariuszy.


Porównaj-> "Policja granatowa w Generalnym Gubernatrstwie" - T. Domański, E. Majcher-Ociesa - recenzja

Zgłębianie kwestii niemieckiego nadzoru nad polskimi policjantami rozpoczął od analizy zdjęcia, na którym wspólnie do stołu zasiedli granatowi policjanci wraz z niemieckim żandarmem (s. 44). Cóż, zawieranie przyjaźni mogło być możliwe, czemu nie. Wszystko byłoby "ok" w opisie zdjęcia i mężczyzny,  który "nosi jaśniejszy mundur niemieckiej żandarmerii", gdyby nie to, że ów mężczyzna wcale takiego munduru na sobie nie ma. Na fotografii widać wyraźnie, że owszem, mundur jest jaśniejszy, ale na kołnierzu ma takie same policyjne patki jak jego koledzy. Autor zapomniał lub nie wiedział, iż w polscy policjanci nosili również mundury w wydaniu letnim barwy khaki. Stąd na czarno-białej fotografii taka kolorystyczna różnica. Niestety nie mam wiedzy, czy władze niemieckie pozwalały funkcjonariuszom PP na noszenie letniego umundurowania.

Pozostaje jeszcze kwestia dobrowolnego wstępowania Polaków do PP. Jeżeli ktoś był jedynym żywicielem rodziny, z pewnością decydował się na ponowne podjęcie pracy w tym zawodzie. Wizja stałych zarobków była atrakcyjna. Jednak były przypadki, że przedwojenni policjanci nie chcieli służyć pod niemieckimi rozkazami. Jeżeli nie ukrywali się skutecznie, to otrzymywali w końcu tzw. propozycję nie do odrzucenia. Za odmowę podjęcia służby PP straszono ich surowymi karami, z wywózką do obozu na czele. Grabowski pisze, że nie zna przypadku odmowy. Może gdyby sięgnął po więcej materiałów źródłowych, zapoznałby się z przypadkiem przodownika Tomasza Kaima, który był wielokrotnie indagowany przez władze niemieckie w sprawie wstąpienia do PP w GG. Za każdym razem odmawiał. W końcu skierowano go do pracy przymusowej w zawierciańskiej hucie żelaza a jego córkę po ukończeniu 14 roku życia wywieziono do obozu pracy przymusowej w Niemczech. Wyrzucono go również z jego własnego domu. Grabowski nie wspomniał o przypadkach, kiedy to policjanci porzucali służbę i wstępowali do partyzantki, za co również groziły represje również wobec rodzin takich policjantów. Jedynie ogólnie wspominał o policjantach bezpośrednio współpracujących z AK.

Opisując działalność granatowych policjantów skupił się głównie na ich działalności związanej z eksterminacją ludności żydowskiej: początkowo było to pilnowanie, by nie opuszczano bezprawnie gett i nie szmuglowano żywności, później również doszło do tego poszukiwania (czy wręcz "polowania") i rozstrzelania. Poza tym iż musieli wykonywać rozkazy niemieckich przełożonych, potrafili podjąć własną inicjatywę. Wyjaśnić można tę kwestię na przykładzie zadenuncjowanego Polaka, który udzielał schronienia Żydom. Policjanci woleli rozstrzelać ukrywających się (niż szukać dla nich innej kryjówki), aby Niemcy nie dowiedzieli się o tym fakcie i nie poddali represjom innych mieszkańców wsi. Warto zaznaczyć, że w warunkach miejskich łatwiej było znaleźć kryjówkę. Nadużycia i gwałty wobec ludności, która nie mogła liczyć na niczyją pomoc, były na porządku dziennym. Korupcja stała się dodatkowym dochodem policjantów. Grabowski stawia ważne pytanie o mechanizmy stawania się zbrodniarzem wojennym. Sądzę, że raczej w tej materii powinni wypowiedzieć się psycholodzy a nie historycy. Niemniej jednak autor przybliża też powojenne losy funkcjonariuszy, którzy chcieli dalej służyć w policji. Wobec wielu toczono sprawy przed sądem za zabijanie Żydów. Nikt nie został ukarany.

W ostatnim rozdziale autor podał garść przykładów policjantów, którzy ratowali Żydów. Zaznacza, iż nie było to łatwe, gdyż każdy był narażony na donos kolegów. Rozdział sprawia wrażenie słabo opracowanego na tle całej pracy.

Od strony technicznej książka jest dosyć dobrze dopracowana. Można mieć jedynie uwagi do zapisu źródeł zaczerpniętych z internetu. Nie podawał adresów stron www ani dat dostępu. Wymieniając stopnie funkcjonariuszy policyjnych, posługiwał się ich odpowiednikami stosowanymi w wojsku. W tekście brak jest opracowanych danych statystycznych. Przez to lektura jest utrudniona. Wciąż czyta się o setkach zabitych i można wręcz stwierdzić, iż autor wyolbrzymia zjawisko udziału granatowych w holokauście, zwłaszcza że rozciąga je na całość formacji.

Na końcu zamieszczono jeden indeks osób i miejsc wymienionych w tekście. Dodano też aneks z relacją zawierającą informacje o mieszkańcach Lubelszczyzny kolaborujących z Niemcami i dopuszczającymi się zabójstw na Żydach.

Jedyną zaletą książki jest to, iż porusza trudny temat, o którym mało się mówi. Autor podał nawet przykłady strażaków z Ochotniczych Straży Pożarnych, którzy byli mobilizowani przez Niemców do obław na ukrywających się Żydów. Mimo, iż ostatnim rozdziałem chciał nieco ocieplić zbudowany przez siebie nader negatywny obraz granatowego policjanta mordującego Żydów, to mimo wszystko ten negatywny obraz utrwala. Zwłaszcza że dopuszcza się kilku nieścisłości. W efekcie wygląda na to, iż w policji służyli prawie wyłącznie antysemici a Niemcy nie byli tacy straszni.

Książka stanowiłaby dobre opracowanie, gdyby autor przede wszystkim unikał emocjonalnej narracji i nie powtarzał wciąż, że nieomal wszyscy policjanci (z nielicznymi wyjątkami) brali udział w mordowaniu Żydów czynnie lub biernie. Nie polecam, chyba że ktoś chce zobaczyć, jak nie powinno się pisać prac o trudnych tematach budzących skrajne emocje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz